Wszystkich gości :       58648

Dziś nas odwiedziło :  10

 
Zajrzyj na nasz profil na FB







Temat : Bieganie w Kaletach jest EKO?

Kategoria :  Sport z przyrodą w tle.       Data : 2014-11-19 15:21:32

Bieganie jest eko?

   Trening zasadniczy 6 listopada na bieżni. Poprzedzony czterdziestominutowym rozbieganiem. Zatem przez las dotrę na stadion, gdzie wybudowano nową bieżnię. Ciemno już, nie za chłodno. Nie deszczowo, a jednak powietrze wilgotne. Księżyc niemal w pełni, to i czołówki nie muszę włączać. Droga w lesie widoczna.

    Po dwudziestu minutach bieganych leśnymi drogami, docieram do zabudowań. Poruszam się teraz chodnikami i drogami południowo-wschodniej części miasta. Zmrok rozświetlony latarniami, jednak coś mi przeszkadza: czy to tak intensywna mgła, czy smog? Tam, gdzie latarnie krąg swój znaczą, wyraźna aura stalowo-pochmurna.Biegam przyglądając się temu zjawisku.

    Mocniejszy trucht leśnymi drogami, przy szumie drzew, rześkim powietrzu nagle zostaje zakłócony cięższym powietrzem w obszarze zabudowanym. Zdecydowanie gorzej przemieszczać się w atmosferze, w której dym z kominów utrudnia swobodny oddech.

Rozmyślam sobie pokonując asfaltowo-chodnikowy odcinek wiodący mnie do bieżni: miasto jest urocze o zmroku. Żółte poświaty wokół latarni. Blask światła tworzy swoisty urok. Mgła miesza się z tym naszym kaletańskim smogiem. Jakże rozpoznawalny zarówno w zapachu jak i wyglądzie jest dym spalanego węgla brunatnego. Taki właśnie od czasu do czasu i widzę i czuję. Różny od tego jest ten emitowany ze spalanego węgla kamiennego. Równie wyczuwalny, mało przyjemny. Uciążliwy. Zwłaszcza teraz, gdy biegnę. Gdy organizm zmusza do przyspieszonego wdechu-wydechu. Ech, te nasze kaletańskie miejskie zaułki. Ale do stadionu jakoś dotrzeć muszę. Tam zaplanowałam zasadniczą część mojego dzisiejszego treningu.

    Dobiegam do mojego celu. Dwa kółka oswojenia się nawierzchnią. I do dzieła: 10 razy trzydzieści sekund szybciutkich przebieżek. Przerwy pomiędzy nimi sześćdziesięcio-sekundowe wyciszającym truchtem. Miejsce do treningów usytuowane nie jest najgorzej, bacząc na te dymiące kominy. Stadion tuż za zabudowaniami miasta. Z jednej strony sąsiaduje z domostwami. Z drugiej las. Od głównej bramy – z drogą. Tą szybkiego ruchu. Wyjazdową z Kalet w kierunku wielkiego świata. W ciągu mojego treningu, tego późnowieczornego czwartkowego, niejeden samochód nią śmignął, bądź przystanął przy stacji paliw. Usytuowana ona jest właśnie naprzeciwko bieżni, kilkaset metrów dalej. znowu zatem nasuwa się myśl: zdrowo czy  nie zdrowo? Biegam. W tych warunkach.  

    Niech tam. Nie zanurzam się myślami głębiej w ten problem. Delektuję się treningiem na przyjemnej nawierzchni bieżni. Ukończywszy tę wstępną część treningu i zasadniczą, ostatnią zostawiam na później. Przez najbliższych kilka minut wykorzystuję jeszcze warunki. Przystępuję do ćwiczeń wzmacniających i rozciągających. Bez obaw kładę się na bieżni. Nie grozi mi przemoczenie, pomimo tej odczuwalnej wilgotności powietrza. Nie narażam się na nieprzyjemne odciski i otarcia, gdybym chciała tę siłówkę poćwiczyć na betonie, czy podłożu leśnym.

    Po serii ćwiczeń wzmacniających kładę się na plecach. Relaks. Wyciszenie. Dumanie. Założyłam ręce pod głowę i wpatruję się w niebo usłane niedosięgnionymi ognikami gwiazd. Cudny jest ten ciemny granat nieba z tym złotem go pstrzącym. Cudna jest ta chwila, gdy mogę myśleć o niczym. Same myśli płyną. Samo się nasuwa: skoro tak wyraźne gwiazdy, skoro taki granat nieba – znaczy, że to zadymienie, które wcześniej wypatrzyłam, nie jest najgorsze. Czy może nastraja mnie mrok, cisza wokół, na krótko zakłócana co jakąś chwilę sunącym gdzieś tam dalej samochodem.

    No – dość już. Czas się zbierać. Wyraźniej odczuwam chłód nocy.Wstaję, zabieram rzeczy: kurtkę, bandany, czołówkę, odblaski – które przybiegłszy tu, zrzuciłam jako ‘zbędny balast’.Truchtam powolutku ostatnią część planu treningowego. Dziesięć minut. Kolejnych kilkadziesiąt minut spacerkiem, aż docieram do domu.

    Cudna jest moc biegu. Zmęczenie organizmu pozorne. Dusza czuje lekkość. I jakąż radość po całym treningu. Dochodzą do tego wszystkiego jeszcze rozważania: ‘zdrowe’ te nasze Kalety? Dla biegaczy, spacerowiczów, chodzących z kijkami? Na pewno doskonałe warunki są w tych przeuroczych lasach wokół. Zaś w mieście? Zwłaszcza teraz – w sezonie grzewczym?

    Mam pewną myśl. Trzeba jeszcze czasu, by dojrzała. By działać.

    Na razie mam tylko sugestię: my tu żyjemy, mieszkamy. Dbajmy o jakość środowiska. To dla nas ma służyć. Niech nas nie poganiają, nie wymuszają. Sami myślmy i działajmy racjonalnie. Choćby w chwili, kiedy sięgamy do drzwiczek pieca, by ‘dorzucić do ognia’. I oto właśnie chodzi: pomyślmy CO wrzucamy. 



Autor artykułu : KL




Redaktor Naczelna :  Małgorzata Kulisz.

© Copyright Stowarzyszenie Nasze Kalety

Design www.bambynek.com